list w rękę; a te słowa: od króla! przechodząc z ust do ust po całym młynie, jak pociąg czarowny zebrały wszystkich przytomnych w jedno grono; odbiegł Raczek pytla, żona jego kądzieli, zeskoczył z drabiny syn ich jedynak Maciej, rzucili worki z mąką parobcy i stanęli ubieleni; a wszyscy wlepiwszy oczy w Stanisława i wielkie otworzywszy gęby, słuchali co następuje:
»Jadąc z Warszawy do Krakowa na koronacyą, która odprawi się, da Bóg, w święto naszego patrona, obraliśmy drogę na Częstochowę, aby przed solennem tej frasobliwej korony przyjęciem, polecić się onej potężnej Królowej nieba i Polski patronki. Od Tej jednej Matki, mając już dziś otrzymać ostateczne błogosławieństwo, przez ręce wielebnego tutejszego przeora, chcielibyśmy jutro wieczorem otrzymać wasze, najukochańsza Matko nasza i osobliwa Dobrodziejko! Przeto wysyłamy naszego pazia, który powinien na cztery godziny przed nami w Kromołowie stanąć, gdzie jak nam wiadomo jeszcze gościcie. Radzono nam tu, ażebyśmy was zjechali znienacka, ku większej radości, ale ponieważ dosyć znaczny orszak nam towarzyszy, baliśmy się nabawić jejmość panią starościnę a siostrę naszą kłopotu, zwłaszcza, że nocleg w jej domu wypada. Nie chcąc spóźniać tego uwiadomienia, kończymy to pisanie nasze, zostając dozgonnie
i osobliwej dobrodziejki pełny respektu syn
MICHAŁ król.
panowania naszego pierwszego.