Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— O, prawda! — dodał król, — bodaj takie wszystkie bywały!
Tymczasem zupę rozdali, był to barszcz wyborny z uszkami, tryumf pierwszego kucharza królewskiego Tremona, który, chociaż Szwajcar, doskonałe wszystkie potrawy polskie przeprawia.
— Założyłbym się, że w tym barszczu więcej niż dwa grzyby! — powiedział Węgierski, zbierając brząkającą łyżką ostatnie krople z talerza.
— Niezupełnie taki musiał być barszcz u ojców naszych, jeźli tylko jeden kładli — dodał Wojna.
— Nie zazdroszczę im też wcale, — ponowił tamten, — a i dla barszczu

Bardzo mi jest miło,
Że dziś mi się żyć zdarzyło.

— Szczęśliwy humor! — rzekł poważnie Wyrwicz, — bodajbyś mój starościcu, po najdłuższem życiu to samo powtórzył.
— Smutne myśli dobywać przy stole, jest to samo, co w przedpokoju dobywać szampana — odpowiedział żywo Węgierski.
— Zły użytek Wyrwicza! — dodał śmiejąc się Naruszewicz.
W ciągu tej ucinkowej rozmowy wysypały się jakby z rogu obfitości różne przysmaki: wędliny, marynaty, kiszki, kiełbasy, paszteciki różnego rodzaju; wszystko wykwintne i wyborne i dla smaku i dla oka. Król brał nieledwie z każdego półmiska, jadł jakby nie smakując, ale dużo i nadzwyczajnie prędko. Zważałem jak Bekler obok Naruszewicza siedzący, z niespokojnością na ten pośpiech spoglądał; nareszcie rzekł: