Rzadko naszego Pana w spoczynku widzimy;
I teraz gdy się zdaje bawić w miłym gronie,
Kto wie! jeśli nie myśli, ze ma świat olbrzymy;
Że ta, co się w tysiącznych przemianach układa.
Nie przeto, że stłumiona, nie chce broić, zdrada.
Muzo! przerwij te myśli Panu; jego zdrowie
Bardzo długo dla Polskiej jest potrzebne doli:
Życie wasze jest naszem, o dobrzy królowie!
Wątlić go nie do waszej zostawiono woli,
Gdzie wielkość duszy z cnotą, tam i pomoc nieba:
Masz je, Królu! troskliwych myśli mieć nie trzeba.
Ale skąd te pochlebne przyszły mi nadzieje?
Abym mądrość mógł bawić? zkąd to zaufanie!
Nie przejdęż tem zuchwalstwem śmiałe Bryareje?
Przez wzgląd chęci, śmiałości racz darować, Panie!
Wszak dał kto hekatombe, czy gołąbków parę,
Byle to czynił z serca, dobrą dał ofiarę.
I to mi tylko może służyć za obronę,
Że się ważę z tem błachem popisywać dziełem;
Pióro moje przez Ciebie, Królu, zachęcone,
Wziąłem medal, przeto się samo zadłużyłem;
I choć Ci teraźniejszą ofiaruję pracę,
Dar Twój wielki: w życiu się całem nie wypłacę.
Gdy odczytał, Monarcha podziękował mu uprzejmie; dano kawę, a skoro każdy wziął filiżankę i król swoję jednym tchem wypróżnił, żądał ażeby Zabłocki przeczytał głośno przyniesioną komedyę. Wyszła służba z pokoju, zostali tylko obiadujący; ucieszyli się, a autor czytał swoje dzieło, tak dobrze jak go napisał, czego mu wróciwszy do domu z serca winszowałem. Komedya, Fircyk w zalotach, w lepszym nieco tonie od innych komedyi Zabłockiego, gładkim wierszem, prawdziwie po polsku jak wszystkie napisana, żywa w rozmowach, prosta w intrydze, dwa dobrze odznaczone mająca charaktery Fircyka i Podstoliny, tem mocniej słuchaczy