Ach! ja tak ją na martwym ubóstwiam obrazku,
Że nie śmiem licem skazić jéj bezbronnych ustek...
I gdy dobranoc daję przy księżyca blasku,
Albo jeśli w pokoju lampa leszcze płonie,
Nie śmiem rozkryć mych piersi, z szyi odpiąć chustek,
Nim jéj listkiem cyprysu oczu nie zasłonię.
Równocześnie atoli z tą wstydliwością łączy się u Mickiewicza silne poczucie dumy męskiéj, które nie pozwala mu na wzór wielu płaczliwych kochanków jęczeć tylko i wyrzekać, lecz wkłada mu w usta wyrazy energią brzemienne, zapowiadające, że lubo w poezyi uważa się kochanek za „cienik blady“ swojéj ukochanéj, w rzeczywistości przecież potrafi przebyć przesilenie miłosne bez ostatecznego szwanku:
Stój, stój, żałośne pisklę! precz, wrzasku niewieści!
Będęż, jak dziecko szczęścia umierając szlochał?
Wszystko mi, wszystko niebiosa wydarły,
Lecz reszty dumy nie mogą odebrać!
Żywy, o nic przed nikim nie umiałem żebrać,
Żebrać litości nie będę, umarły...
Zapomnieć o ukochanéj nie może, bo pamięć pozostaje na rozkazy głucha; ale nie chce wydawać się zrozpaczonym. Stąd pochodzi prośba, którą Gustaw z IV części „Dziadów” zanosi do księdza, ażeby nie wyjawiał kochance rzeczywistego powodu jego samobójstwa, lecz wyszukał jakiś pozór, świadczący, że zawiedziony już o niéj nie myślał:
Słuchaj ty... Jeśli kiedy obaczy...
I jeśli ciebie zapyta,
Pewna nadludzka dziewica... kobiéta,
Z czego umarłem?... Nie mów, że z rozpaczy,
Powiedz, że byłem zawsze rumiany, wesoły,
Żem anim wspomniał nigdy o kochance,
Że sobie grałem w karty, piłem z przyjacioły...