Uczucie zazdrości o lubą silnie w nim przemawia. Chce sam napawać się obecnością kochanki; nie cierpi wizyt, które przerywają chwile upojenia; pragnąłby się ich pozbyć na wszelki sposób:
Gdybym mógł, progi wilczą otoczyłbym jamą,
Stawiłbym lisie pastki, kolczate okowy,
A jeśli niedość bronią, uciecbym gotowy
Na tamten świat, — stygową zasłonić się tamą.
Zazdrość jego wchodzi w najdrobniejsze szczegóły; bo „drogo każda kupiona pieszczota, na wagę duszy, pokojem żywota“.
Idealizm, ów idealizm opiewany przez Petrarkę, niedbający o to, że jego ukochana jest już podżyłą kobietą, ma męża i cieszy się liczną konsolacyą, pragnący jedynie harmonii dusz, zgodności serc, wspomnień raz na rok lub na lat kilka; idealizm słowem chorobliwy, choć naturalny, powstaje naówczas, kiedy niema już żadnéj nadziei zostania szczęśliwym z kochanką, kiedy zgodzić się musimy na wszystko, co siła nieubłaganych okoliczności w ręce nam podaje. Jest to chwila, w któréj lecący w przepaść chwyta się za krzak cierni, nie bacząc, że dłoń sobie rozkrwawi, byle tylko unieść życie. Brak punktu wyjścia przystać nam każe nawet na najuciążliwsze warunki, chociaż w głębi serca zachowamy żal głęboki i to przekonanie, że miłość nasza dostała się w ręce skąpca. Wtedy nazywamy ciało „podłém;“ przyznajemy, że nam nic nie obiecywano, nic nie przyrzekano, że sami sobie musimy winę przypisać; prosimy już tylko o wyznanie, że „Bóg poślubił nam duszę“ kochanki; — ale pomimo to wszystko, pomimo wyrazów zewnętrznie zupełnie zadowolnionych, dusza nasza oburza się i woła: