nie będzie „cieniem lubéj postaci;“ — nie zjawi się w noc Dziadów na wezwanie guślarza, na prośbę kochanki, która przyjdzie po latach i pytać się oń będzie. Raz tylko rzuci okiem na błonia wspomnień i ukaże wielką ranę na czole... Kobieta pozna wówczas cały ogrom tego, co straciła; zapłacze strasznie i modlić się będzie do Boga, ażeby jéj ukochanego po drogach życia prowadził... Przeklinać jéj niepodobna; żałować — można. Jaka będzie w przyszłości — nie wiemy; nie radzibyśmy podzielać gorączkowych przypuszczeń Gustawa:
Niewinna, nieznająca, niewiedząca, głucha,
Jaką będzie? — Wstyd mówić, choć mię nikt nie słucha.
Na wywróżenie atoli pomyślniejszéj przepowiedni nie mamy żadnych danych. Za nic ręczyć nie można. W téj dobie życia, w któréj ją poznajemy, jest ona majowym uśmiechem młodości, który zmroził nagle śnieg spadły niespodziewanie. Przed nią lato całe i jesień życia. W głębi jéj ducha odkryliśmy pewne przymioty, które nie pozwalają na hurtowne zaliczenie jéj do gawiedzi bezmyślnwj, pustéj. Nie chcąc się wdawać w szczegóły domowego ogniska, które poeta w rozdrażnieniu „niecném“ nazwał, ale które w rzeczywistości zacném było i serdeczném, wolimy widzieć na skroni Maryli (zmarłéj 8 stycznia r. 1864) ów wieniec z polnych kwiatów, który kochanek z pieni nieśmiertelnych uwił, a przy jéj sercu ów listek cyprysu, który w wieczorze rozstania wzajem sobie dali, zaprzysięgając wieczne milczenie... Jakkolwiek smutno pomyśleć, że drogi ich rozeszły się w strony przeciwne; toć przecie wspomnienie potomnych połączy te dwa imiona, i być może, z większém mówić o nich będzie spółczuciem i szacunkiem, niż o obojętnie