posiadała. O niéj-to napisał Mickiewicz z okoliczności, przyjęcia przez nią komunii w Genezzano:
Święta i skromna!... Grzesznicy nieczuli,
Gdy my w spoczynku skroń ospałą złożym,
Tobie klęczącéj przed Barankiem Bożym
Jutrzenka usta modlące się stuli.
Wtedy zlatuje anioł twój obrońca,
Jasny i cichy jak światło miesiąca:
Zasłonę marzeń powoli rozdziela,
A troskliwości pełen i wesela
Z takiém nad tobą schyla się objęciem,
Jak matka nad swém senném niemowlęciem.
I odmalowawszy błogie marzenia tak ukochanéj i tak strzeżonéj duszy dodaje:
Jabym dni wszystkich rozkosz za nic ważył,
Gdybym noc jednę tak jak ty przemarzył.
Obcowanie i rozmowy z Henrykiem Rzewuskim, Stanisławem księdzem Chołoniewskim, hrabią Montalembertem, bawiącemi wówczas w Rzymie ugruntowały, dały niejako teoretyczną podstawę temu religijnemu usposobieniu i rozmarzeniu. Zapragnął poeta i sam doznawać tych mistycznych rozkoszy, jakie w wierszu do Marceliny odmalował. Po długoletniém niebywaniu postanowił pójść do spowiedzi.
Nie mówiąc o tém nikomu, w najgłębszéj trzymając krok ten tajemnicy, udał się do małego kościółka Fuori delle mure i zamówił sobie nieznajomego kapłana staruszka na oznaczoną godzinę. Powróciwszy do domu, przebył część nocy na czytaniu książki „O naśladowaniu Chrystusa,“ gotując się do uroczystego aktu. Nazajutrz wyspowiadawszy się, wprost z kościoła wstąpił jak zwykle do Ankwiczów. Ledwie wszedł, pani domu powitała go słowy: