brzegiem ruczaju stał na podmurowaniu dworek drewniany, okolony laskiem brzozowym. Zdaleka już świeciły się pobielane ściany. Aleja, wysadzona topolami, które broniły „od wiatrów jesieni,“ wprowadza nas na dziedziniec dworku. Cisza, pusto wokoło. Swobodnie możemy się przechadzać po pokojach; nikt nam nie przeszkodzi. Ośmieleni, rozzuchwaleni nawet, wdzieramy się do panieńskiego przybytku. Fortepian; na nim nuty i książki, niedbale porzucone: „nieporządek miły! nie stare były rączki, co je tak rzuciły“ — robimy sobie w duchu uwagę. Na oknach doniczki z gieranium, lewkonią, astrami i fiołkami — kwiatki proste, zwyczajne... Wejrzawszy daléj, widzimy mały płotek drewniany, powiązany w cyfrę, połyskujący „wstążkami jaskrawych stokrotek;“ a za nim ogródek z grzędami świeżo polanemi, na których pełno było „bukietów, trawy angielskiéj i mięty“.
Przypatrzmy się lepiéj: a toż najwyraźniejsze chociaż leciutkie ślady drobnych nóżek — nie trzewiczków, ale nóżek prawdziwych... Chwileczka cierpliwości — a zobaczymy i ich właścicielkę:
...Na parkanie
Stała młoda dziewczyna, — Białe jéj ubranie
Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.
............
(A) choć świadka nie miała, założyła ręce
Na piersiach, przydawając zasłony sukience;
Włos w pukle nierozwity, lecz w węzełki małe
Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,
Dziwnie ozdabiał głowę: bo od słońca blasku
Świecił się jak korona na świętych obrazku...
Późniéj widzimy ją znowu w „ogrodzie na ogórki“