ubraną „w bieliznę“ jak tonęła po kolana w majowéj zieloności:
Z grząd zniżając się w brózdy, zdała się nie stąpać,
Ale pływać po liściach, w ich barwie się kąpać.
Głowę osłaniała kapeluszem słomianym; od skroni powiewały dwie wstążki różowe i kilka puklów „światłych, rozwitych warkoczy.“ W lewéj ręce trzymała koszyk a prawą podniosła niby do chwytania:
Jako dziewczę, gdy rybki w kąpieli ugania,
Bawiące się z jéj nóżką; tak ona co chwila
Z rękami i koszykiem po owoc się schyla...
Pasterka — a jednak królowa!... Twarzy jéj dotąd nie widzieliśmy, tylko postać „świecącą, cichą i lekką jak światłość miesiąca.“ Śpioch Tadeusz szczęścia tego dozna: ujrzy dwoje jasnych oczu, szeroko otworzonych, błękitnych jak bratki i małą rączkę, jak perła białą, niby wachlarz, z boku nadstawioną ku słońcu, i palce drobne, zwrócone na światło różowe, które jak rubin nawskroś się czerwieniły, i usta ciekawe, roztulone nieco, i ząbki, świecące jak perły śród koralów — i lica, co choć zasłonione od słońca dłonią różową, przecież same płoną jak róże... Pączek, roztulający listki ku słońcu, jutrzenka i obłok....
Wychowana „w stolicy,“ już od dwu lat żyła w zaciszu wiejskiém, pomiędzy „kurami i indykami,“ chociaż, jak twierdziła ciocia Telimena, nie zapomniała jeszcze całkiem „Peterburka.“ Codziennie z sitem w ręku rzucała domowemu ptastwu „grad perłowy krup jęczmiennych,“ które wykradała z szafy ochmistrzyni. Drugiém jéj zajęciem było bawienie się z dziećmi: wziąwszy do ręki szarą kitkę „podobną do piór strusich pęku,