W zapytaniu tém dźwięczała odrobina złośliwości.
Dziewczyna już zaczynała pojmować świat inny i życie gorętsze. Pragnęłaby poznać ludzi; już jéj troszeczkę nudno siedzieć saméj w alkowie. Ciocia Telimena nie pokazywała jéj gościom, bo była najmocniéj przekonana, że kto rośnie na widoku ludzi, to choć „piękny i rozumny“ żadnego nie sprawi efektu; — potrzeba „nagle, ni stąd ni zowąd zabłysnąć.“ A kiedy już raz wejdzie w modę młoda dziewica, „każdy chwalić ją musi,“ chociaż mu do gustu nie przypadnie. Zresztą, zdaniem cioci komuż ją było pokazywać, kiedy w domu sędziego bawiło samo „plugastwo,“ to jest pleban, co pacierze mruczał, i palestra z fajkami.“ Zosia więc „z nudy“ lubiła „ptastwo paść i dzieci niańczyć“ i zapomniała o przepisach salonowych: nogi rozszerzała jak chłopiec, okiem rzucała naprawo i nalewo, „jak rozwódka.“ Ale koniec końcem chciałaby już zobaczyć kogoś, bo od dwu lat jedynym gościem, jakiego widziała, był „gołąb dziki.“ Na poparcie swojego życzenia przytacza bardzo słuszne zdanie sędziego, „że to źle na zdrowie“ tak siedzieć zamkniętéj. Nie zastrasza się wcale zapomnieniem dystyngowanych ruchów; ufa w swoję młodość a może i w główkę:
Ale poczekaj, ciociu, niechno się pobawię
Trochę z ludźmi, obaczysz, jak się ja poprawię.
Weszła więc w świat i zwyciężyła... Tadeusza, który „stojąc przed nią niemy, to płonął, to bladnął.“ Ujrzawszy hrabiego, zrazu zarumieniła się i spuszczała oczki; lecz ujęta jego uprzejmością zaczęła się śmiać, wspominając o owém spotkaniu w ogrodzie...