Ale na tém wszystko się kończy. Pobożna, tkliwa w miarę, gospodarna, ciekawa — nie występuje jako istota samodzielna. Przewyższając inne rówieśniczki swoje, co to „wszystkie zacnie zrodzone, każda młoda, ładna“ — posiadała ich przymioty i wady; kiedy był hałas, zamieszanie, nieład; kiedy zagrażało domowi jakieś nieszczęście: całą jéj broń stanowiły: „prośby, płacz i jęki.“ Nigdy nie wymówiła energicznego słowa; wobec ważnych wypadków zachowywała się całkiem biernie:
Umilkła i spuściła głowę; oczki modre
Ledwie stuliła; z rzęsów pobiegły łzy szczodre.
A Zosia z zamkniętemi stojąc powiekami,
Milczała sypiąc łzami jako brylantami...
W postępowaniu nie posiada stanowczości; poeta przedstawia ją zawsze jak dziecko:
Zofia z opuszczoném ku ziemi wejrzeniem
Zapłoniwszy się, gości witała dygnieniem,
Od Telimeny pięknie dygać wyuczona....
Nic dziwnego — miała wtedy lat piętnaście...
Posłyszawszy „przez szczelinę“ drzwi z ust Tadeusza „wielką i dziwną nowość, że była kochana,“ i zarazem, że odjeżdża może nadługo, wyjęła z domowego ołtarzyka obrazek św. Gienowefy i relikwiarzyk z suknią św. Józefa — patrona zaręczonéj młodzi — i z tém wyszła na pożegnanie. Uczucie swoje zawarła w kilku zaledwie słowach: („Pan odjeżdżasz, tak prędko?“), w których wyraziła żal za odjeżdżającym i poddanie się woli losów. Na drogę daje mu podarunek i przestrogę: