Pod nim pierś jako pączek pod listkiem się tuli.
Od ramion świecą białe rękawy koszuli
Jako skrzydła motyle do lotu wydęte,
U dłoni skarbowane i wstążką opięte.
Szyja także koszulką obciśniona wazką;
Kołnierzyk zadzierzgniony różową zawiązką,
Zauszniczki wyrznięte sztucznie z pestek wiszni,
Których się wyrobieniem Sak Dobrzyński pyszni.
Były tam dwa serduszka z grotem i płomykiem
Dane dla Zosi, gdy Sak był jéj zalotnikiem.
Na kołnierzyku wiszą dwa sznurki bursztynu;
Na skroniach zielonego wianek rozmarynu.
Wstążki warkoczów Zosia rzuciła na barki,
A na czoło włożyła, zwyczajem żniwiarki,
Sierp krzywy, świeżém żęciem traw oszlifowany,
Jasny, jak nów miesięczny nad czołem Dyany...
Pożegnamy już to urocze zjawisko, które we wspomnieniach naszych wesołością swoją i blaskiem opromieniało chwile smutku i zniechęcenia... Rzeczywistość przedstawia nam nieraz takie wiosenne pączki zerwane burzą i zaniesione daleko od rodzinnego gaiku; nurzają się one we krwi lub błocie, zmienione do niepoznania...
Na jarmarku życiowym przypatrujemy się często licytacyi ideałów; kurs ich obniża się lub podwyższa stosownie do cyfry popytu i zaofiarowania. Życie choć jest wspaniałe, jest i okrutne. Spokój i trwałość — to nie jego przymioty. Niechże więc przynajmniéj kreacya poety pozostanie w pamięci naszéj nienaruszona i czysta, jasna i promienna, naiwna i rozsądna, wesoła i kochająca, zadowolniona i kochana...