Najpierw kilkunastoletnie jego serce zabiło do starszéj kobiety — ale panny. Była nią Ludwika Śniadecka (córka Jędrzeja, potém żona znanego z wielu względów Michała Czajkowskiego), o któréj opowiada nam sam poeta w „Godzinie myśli“. Była-to twarz miła i świeża — jak opisuje p. Małecki — pełna wyrazu i życia, o czarnych oczach, płci białéj i delikatnéj; lecz zresztą jak wiele innych. Pod względem atoli duchowym posiadała wiele przymiotów, znamionujących naturę głębszą: tkliwa, czuła, wykształcona starannie, trochę nawet „sawantka“; gorliwa czytelniczka pism pani Staël, miała wyobraźnię ruchliwą i pewną skłonność do poetyckich zachwytów, które niekiedy dochodziły skali ekscentrycznych uniesień. Przeczuła ona w Juliuszu gieniusz poetyczny, może także zabiło w niéj serce; ale nierówność wieku — Słowacki był prawie dzieckiem — nie pozwalała rozwinąć się uczuciu:
Więc odwracała oczy — a wtenczas łzy lała,
Myśląc o dziecka życiu.
Przyszłość mu nieszczęśliwą, jak wróżka, odgadła.
W „dębowéj ulicy“, kiedy „księżyc płynął samotny“ a „las szumiał daleko“ — wyznał Juliusz swą miłość i został odepchnięty. Duma w nim zawrzała; bo chociaż dziecko, miał dumę człowieka... Miłość ta, która „pierwszą i ostatnią była“ — jak zapewniał 23-letni poeta — długo jeszcze we wspomnieniu Juliusza przetrwała, odtwarzając się w „Godzinie myśli“, w „Kordyanie“ (Laura); przerywając „uczące czytanie“ w „Podróży na Wschód“:
Sen mi pokazał aż w Litwie niebieską
Niezabudkami rzeczułkę — przy zdroju
Miejsce kładkową przeskoczone deską;
Zawsze błękitne i zawsze w pokoju,