Teraz już Ludwika sama zwracać się musiała do poety. Na początku roku 1833, gdy Słowacki był w Genewie, odebrał od niéj list „długi, ogromny,“ z którego dowiedział się, że dewotką została. „Pisze do mnie — powiada Juliusz — radząc mi się nawrócić; z téj strony niewielki list odniósł skutek; znalazłem w nim jednak wiele uczucia i wiele pokarmu dla méj duszy. Obiecała mi z Odessy, gdzie na wiosnę jechać zamierza, przysłać swój portret; napisz więc jéj, kochana mamo, ale nie wyszczególniając powodów, gdzie się ja teraz znajduję, i daj jéj mój adres, bo mi pisać zakazała. List ten był wypadkiem w mojém wiejskiém życiu”.
Na tém prawie urywają się wzmianki w listach o Ludwice. Dopytuje się wprawdzie poeta, co się z nią dzieje, czy jedzie do Odessy, czy o przyrzeczeniu swojém pamięta; a gdy z siatką na motyle uwijał się nad jeziorem genewskiém, zaraz nasuwały mu się wspomnienia „Mickun, Wilenki, lasów sosnowych i jeszcze kogoś;“ ale już te przygodne pytania i przypomnienia nie mają tych cech melancholicznych, jakiemi dawniejsze się odznaczały.
W poematach dłużéj o niéj pamiętał, a wybierając się w podróż na Wschód, przypomniał sobie w Neapolu Ludwisię i „jarzębinę, co kładła koralowe wianki na jéj włosy” i wołał: „Ludko! dziecka kochanko, bądź zdrowa!“ W Beniowskim (1841 r.) jeszcze poświęca kilka prześlicznych strof rozkosznym wspomnieniom młodości, żegna się z Ludką nazawsze i pożegnać nie może...
Patrzaj, powracam bez serca i sławy
Jak obłąkany ptak — i u nóg leżę.
O nie lękaj się ty, że łabędź krwawy