Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

tem) rozgrywał się nie na powierzchni ale w głębi uczuć. Słowacki téż nie wesoło lub żartobliwie lecz smutnie jest nastrojony. Gdy się dowiedział o zamierzonym wyjeździe państwa W. z Genewy, pisał do matki: „Szczęśliwi, szczęśliwi, wracają ułożyć się i pomieścić w domu rodzinnym na resztę życia, usnuć sobie domowe szczęście, żenić synów, wydawać za mąż córki, zasadzać ogrody, siać zboże, budować i przebudowywać domy, patrzyć na zachód słońca; wyjeżdżać do lasu na herbatę z przyjaciołmi, z wiejskiém sąsiedztwem.... Zazdroszczę, choć takie szczęście podobne mi się wydaje do kwiatowego cmentarza, bo i nad cmentarzem chcę często powiedzieć jak Luter patrząc na groby Worms: invideo, quia quiescunt (zazdroszczę, bo spoczywają,..). Pamiętasz, mamo, te węże, które widzieliśmy kiedyś na moczarach pińskich, obwijające się koło lilij wodnych i grzejące się na słońcu? Chciałbym na rzece żywota znaleźć taki biały kwiat, obwinąć się koło niego i zasnąć. To bardzo mistyczne i ciemne, matko moja. Lilia wodna niech się tobie zamieni w jaką miłą, spokojną i cichą dzieweczkę, a zrozumiesz moje żądanie. O! o! o!... z takiemi wykrzyknikami konają osoby w moich tragiedyach, z takiém długiém westchnieniem kona moja nadzieja!...“
Smutno mu było; żył „w atmosferze imaginacyi, na wyspie ideału, przerzniętéj rzeką łez“; ale i jego ukochana nie była również wolną od rozmarzenia. „Panna Marya W. — pisze on — także zapłynęła trochę w kraj ideału i o niczém nie marzy jak o pustelniczym domku nad rzeką, o czarnéj sukience, o lekarstwach dla chłopów, o topolach szumiących nad pustelnią i nareszcie o spowiedzi, którą ma odbyć przed pewnym mnichem kiedyś Tym mnichem kartuzem mam być ja en personne,