uwieńczały świeżych róż kwiaty; a ona przy cichym szumie jodeł, przy blasku srebrnego księżyca, sama lub otoczona tłumem wiejskich dziewic — marzyła, modliła się. Senna jéj dusza ocknęła się zapewne na miły głos Dowmunta; lecz, gdy jéj Mindowe go wydarł, jeszcze w większą senność popadła. „Jak mara obłąkana kończę życia drogę“ — mówi o sobie. Twarz jéj blada, na twarzy rozmarzone gorączki kolory; oczy ożywione posępnie szklistym blaskiem, albo okryte zasłoną łez ciągłych; mgła ciemna mroczy dla nich wszystkie przedmioty, i zaledwie z łez oschną, znowu we łzach toną. Myśl o śmierci bezustannie jéj towarzyszy: „Wkrótce mię całą cichość grobowa otoczy“ — powiada. A i teraz otacza ją głęboka cisza, która ją „osłoniła świętością mogiły.“ To téż gdy mówią do niéj służebne, głos zniżają i łzami kończą swe słowa. Stała w miłości dla męża, nie słucha ani próśb ani przekleństw Mindowy. Żyje cała w przeszłości, o niéj marzy na jawie i we śnie.
W gronie moich dziewic, przy lampy płomieniu,
Widzę, jak wokoło srebrne toczą się przędziwa,
Słyszę pieśń rodzinną w ich łagodném pieniu,
Widząc, jak kwiat pod igły dotknięciem rozkwita[1].
Kocha Dowmunta, ale gdy ten się zjawia (przebrany), ona nie chce go poznać, ażeby życia jego nie narazić. Śliczna jest scena wahania się. „Boże! niechaj nie przychodzi!“ — mówi w obawie o Dowmunta i zaraz dodaje: „Smutno mi, że nie przyjdzie, że go nie zobaczę; chciałam go widzieć.“ Słuch ma wytężony: chwyta każdy szelest: „Boże słyszę odgłos kroków.... O nie! — to źródła szumią w zamko-
- ↑ Porównaj Aldonę Mickiewicza.