Kto? — Król! — Zginie!-”[1]. Gdy już Bothwell wydarł z piersi Maryi wyraz stanowczy, ona powiada: „zapomnij o snach moich, nie zwierz ich nikomu“. Wie bardzo dobrze, że słowa te żadnego nie mają znaczenia. To téż gdy Bothwell, stwierdzając poprzednie słowo, powiada, że król „dziś zginie!“, Marya się nie dziwi, dodaje tylko: „Dziś — to nadto wcześnie“. Okropny-to stan duszy — owo rozdarcie jéj na dwie sprzeczne z sobą połowy Podobna ona jest wtedy do zwiędłych liści, któremi wicher zamiata ulice pełne błota... Nic już dla nas naówczas nie pozostaje jak, przesłoniwszy sobie oczy sofizmatami, iść ciągle daléj naoślep, nie oglądając się. Ze strasznemi widziadłami w wyobraźni błąkać się musimy po-przez życie, niepewni ni siebie, ni jutra. I Marya cierpi; widzi mury więzienia i obcą kobietę na szkockim tronie i salę tronową „w żałobne ubraną cyprysy“. Chce się oderwać od losów Bothwella („Precz, precz ode mnie, zbójco, z tém wybladłém czołem“); ale zapóźno...
Serca zbrodnią skalane zbrodni się nie boją;
Słuchaj: otrułaś króla — jesteś moją!
odpowiada jéj Bothwell. Daremne szamotanie się i żal daremny...
Wśród kreacyj Słowackiego, Marya może posiada najwięcéj szczegółów wyjaśniających jéj wewnętrzną naturę; ale szczegóły te nie mogą jéj zjednać naszéj sympatyi. Jeżeli bowiem słaba jéj natura jest pewnego rodzaju wymówką dla występków; jeżeli wołanie do Boga: „na cóżeś moje czoło uwieńczył koroną“ każe się domy-
- ↑ Zwracam uwagę na podobieństwo téj sceny z 2 sceną aktu IV „Maryi Stuart“ Schillera, gdzie Dawison pragnie koniecznie usłyszeć z ust Elżbiety jasno i dobitnie wypowiedziany rozkaz wykonania wyroku na Maryi.