Ktoby usłyszał, z jakim dzikim wrzaskiem
Wybiegła z ludźmi się spotkać i z blaskiem
I z obwinieniem, co na każdéj twarzy
Przy migającéj się pochodni żarzy;
Ktoby w téj chwili nie zalane łezką,
Ale pięknością jasne nadniebieską
Widział jéj oczy, gdy je w gwiazdach trzyma,
Albo o męża pyta się oczyma: —
Tenby ją całkiem miał niepotępioną,
Zepsutą była, niewierną — lecz żoną....
Takie-to ułudne umiała przybierać postaci!...
W drugiéj scenie spotykamy ją przygnębioną, złamaną. Jéj mąż wchodzi do komnaty, w któréj się gach znajdował, „ze szmatą czerwoną na głowie”. Gach oniemiał. Grafini skamieniała:
O marmur czoło uderzyło, jękło,
Kość zadzwoniła, gdy czołem upadła
Przed same nogi groźnego widziadła...
Oto i wszystko, co nam poeta o swéj Grafini opowiada. Prosta, nieokrzesana, ulegająca zwierzęcym popędom kobieta, demonizmem Byrona nacechowana, wstaje przed nami jak cień cmentarny — groźny a niewyraźny, fantastyczny. W piekło jéj duszy nie zajrzeliśmy jeszcze do gruntu, nie odróżniliśmy jeszcze pojedyńczych szczegółów; — ale obecność jéj trucizną zaraża powietrze, będąc zwiastunką postaci jeszcze okropniejszych, które jawnemi czynami pochodzenie swoje udowodnią.
Słowacki przez lat dwa (około 1834) zajmował się pilném odczytywaniem utworów Szekspira i Dantego. Duch tych wieszczów silnie podziałał na wraźliwą fantazyą naszego poety, który wprawdzie nigdy niewolniczo nie naśladował, ale w każdym razie na wrażenia odbierane za pośrednictwem książek był bardzo czuły. Wiedźmy