a jeżeli śmierci nie pragnie, w karze wymyślna jest jak żarłok w potrawach. „Na wasze prośby — powiada raz do posłów — ułaskawiam obu: Wybić im zęby i wyłamać szczęki! — niechaj nie walczą!“ W takiéj atmosferze nie rozwijają się kwiaty uczuć łagodnych. Wszystko, co ludzkie, co kobiece, zabiła w sobie. Jedna wstydliwość tylko pozostała. Idąc zabić Grabca, by dostać koronę, powiada:
Nie mogłam spać nóż leżał przy mnie, wzięłam
W koszuli — wstyd! — gdyby cię kto zobaczył
W koszuli z nożem w ręku!...
Okropne zestawienie, straszna ironia! Ona się wstydzi, że w koszuli idzie zabijać. Rozpustnica, kochanka Grabca, ma skromność dziewiczą!... Sądzimy, że ten rys niewłaściwie został przez poetę wybrany. Wśród nocy krwawych hallucynacyj jaśniejszy ten promień zbyt fantastycznie odbija, przyczepiając skrawek ludzkiego uczucia do płaszcza demona. Gdy burza wstrząsa drzew wierzchołki, łamiąc gałęzie i zarzucając niemi ziemię, widzimy tylko jaskrawe błyskawic węże; ale kielicha lilii białéj trudno nam dojrzeć!... Nie przypuszczamy, ażeby ten jeden-jedyny rys jasny, zresztą zupełnie przypadkowy, miał ratować ludzką naturę Balladyny... osłabia tylko wrażenie, jakiém ponura jéj postać napełnia umysł czytelnika.
Usprawiedliwioną jest zato zupełnie obawa Balladyny przed widziadłami osób, przez nią zamordowanych. Plama, niestarta nigdy, jest bezustanném memento pierwszéj, okropnéj zbrodni, dokonanéj na siostrze. Ta siostra nieszczęśliwa prześladuje ją ciągle; wśród snu i na ja-