kochają zdaleka“... Córka chce ją także kochać tylko zdaleka; najprzód oddala ją od swego towarzystwa, pomieszcza w „ciupie“ samotną i daje jeść i pić „jak ptaszkowi“; potém gdy Wdowa znudzona tém życiem klasztorném, a raczéj więzienném, przywykła niedyś do ruchu i swobody, a przytém głodna, wydziera się ze swéj wieży, i zjawia na uczcie; Balladyna powiada już wprost: „ja ciebie nie znam“. Wtedy dopiero matka rozumieć zaczyna serce córki, lecz sądzi, że dosyć ją wyłajać, ażeby znowu dobrą została; a gdy córka każe ją na deszcz i pioruny za drzwi wyrzucić, odzywa się w niéj przedewszystkiém instynkt zachowawczy, obawia się zimna i głodu, zaczyna błagać córkę — okropnicę; stara się ją zmiękczyć obrazem niewygód i cierpień:
O córko! pomyśl... ale tam na dworze
Ciemno, deszcz pada, a piorun pod chmurką
Czeka na siwy mój włos, by uderzył.
Patrzaj przez okno... grom nie będzie wierzył,
Jak mię zobaczy samę w taką burzę,
Że ja nie jestem jaką zabójczynią,
Co się po nocy błąka...
Kiedy wszakże i prośby nie pomogły, wybucha oburzeniem i przekleństwem, na widok sług, co ją na znak Balladyny wypychali.
Powiem chmurze,
Niech bije w zamek gromem! Nie targajcie,
Ja pójdę sama... Świat teraz pustynią
Dla staréj matki...
O! nie targajcie, bo i tak podarta
Sukienka moja... wiatr się będzie bawił
Z łachmanem staréj matki. O! to czarta
Córka, nie moja! nie moja! nie moja!...