Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
XI.
Roza Weneda.
Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy.

„Nieszczęśliwa wróżka“ z wężowemi sploty na głowie jak staroheleńska Eumenida, krwią brwi swoje farbująca, wielka i potężna jak głos rozpaczy, surowa, okrutna nawet jak człowiek, który poświęcił szczęście życia całego na dokonanie czynu, strącającego w przepaść i jego i wielu, wielu innych. Raz tylko jeden powiada, że „ma serce“ — ale my wierzymy jéj stokroć więcéj, niż gdyby Balladyna np. zapewniała nas o tém co minuta...
W duszy jéj ogień się pali i płomieniem wybucha, kiedy zniedołężniałych do męstwa zagrzewa. Jakaż ją boleść przejmuje okropna, kiedy „warząc kość na polu i gotując mózg w czaszkach człowieczych“ przekonała się o nicości moralnéj swego narodu, którego była ostatnią kapłanką!... „Sześć tysięcy — powiada — bez ducha upadło, jakby je kto struł. Nadeszłam z nożem — otworzyłam jeden tułów trupowy i znalazłam, że w nim serce zbladło i tak trzęsło się jak liść olchowy: więc plunęłam temu sercu w usta i rozcięłam drugą pierś dla ptaków, lecz znalazłam w niéj kłębek robaków zamiast serca. I pierś trzecią rozdarłam i spojrzałam w nią — lecz była pusta!“ Nic już nie uratuje tych nikczemnych: ni pioruny, które włosami swemi niebiosom wydziera, ni błyskawice, któremi czoło swe opasuje, ni harfa z ciała ludzkiego — z siostry ukochanéj, któréj warkocze za struny służyć miały... nic, nic!... Nad grobami stoi straszna pokutnica: słowa swoje zamienia na miecze, wbijając je w struchlałą pierś narodu — i czasem tylko