tak z waćpanem gadać!..“ Jedyna ucieczka w Bogu, w modlitwie; tam znajdzie spokojność. Jednak idzie Amelii o to, ażeby Zbigniew pamiętał o niéj, żeby pamiętał jéj łzy... Ciężkoby jéj przyszło obejść się bez tego wspomnienia. Wreszcie, chcąc niby zupełnie spokojną pozostać i nie mieć wyrzutów sumienia, kończy wyznanie temi słowy, co tak wybornie malują kobietę: „To, co teraz mówię, mówię nieprzytomnie“. Kłopocze się o ów spokój, bo jest pobożną, zabobonną nawet. Opowiada Zbigniewowi, że jéj turkusowa szpileczka, którą miała po matce, złamała się; to rzecz mała — dodaje — „lecz na okładce książki od nabożeństwa zapisałam sobie ten dzień jak zły dzień!...“ Dusza przeczuć pełna a zawsze złowróżbnych... nigdy uspokoić się nie mogła; niewyznana miłość trawiła ją gorzéj od rozpalonego żelaza; pragnęła wyznania, a lękała się téj chwili, w któréj ono pojawić się mogło; tęskniła za miłością — i odpędzała jéj cień jak dręczącą we śnie marę.
Zbiegiem fatalnych okoliczności posądzona przez męża i przez pasierba o tajne miłostki z Mazepą, upada pod brzemieniem hańby. W téj atoli chwili jeszcze myśli o swym ukochanym i nie męża zapewnia, że „w alkowie niema nikogo,” lecz Zbigniewa. Wycierpieć wtedy musi wszystkie obelgi, wszystkie okropności wyrazów, wszystkie posądzenia zjadliwe... wysłuchać musi, jak Zbigniew, chcący przebić się nożem, mówi głosem zimnym, szyderczym:
Stój, nóż nadto chłodny,
Ja ci go mojém sercem rozdartém ogrzeje!...
I musi wysłuchać, gdy, już otruta, zbliża się do trumny Zbigniewa, — jak mąż, niepohamowany w gnie-