wie i w oburzeniu, odtrąca ją, rzucając na nią splotem słów wężowych:
A nie kładź się Waćpani tam, na dziecka trumnie,
Bo ją splamisz!
Wysłuchać musi — i umierać — niepłakana, nieusprawiedliwiona, bez przebaczenia, bez łez. Smutno, gdy wicher namiętności rozerwie krzew życia i rozniesie na wszystkie strony świata, piaskiem go suchym przysypując; smutniéj, gdy za błąd mały, nieznaczący musimy odpokutować żałobą szczęścia na ziemi; ale najsmutniéj, kiedy, potargawszy wszystkie struny własnego serca na korzyść innych, doznajemy w zamian upokorzenia, słyszymy przekleństwo, widzimy pogardę... na wieki. Amelia — to męczennica. Wyraz ten wypowiada wszystko. Zamknąć w sobie najokrutniejszą boleść; widzieć uczucia swoje sponiewierane, podeptane nogami, — i nie jęknąć, nie poskarżyć się; za całą obronę mieć tylko łzy smutku bez nadziei i rozpaczy, ciągnącéj się w nieskończoność — oto jéj przeznaczenie, które kończy jedynym samodzielnym czynem — otruciem się. Miłość nie dała jéj rozkoszy; miłość nie włożyła na jéj czoło wieńca ze ziszczonych marzeń; wiara i pobożność nie obroniła jéj przed haniebném podejrzeniem; ufność ją zawiodła; szlachetność stała się grobem szacunku, jakiego od męża wymagać miała prawo. I stoi przed oczyma naszemi tak, jak ją po śmierci odmalował poeta:
Patrz — blada jak płótno...
Posąg, który się trzyma strętwieniem boleści —
Jéj ducha anioł teraz podnosi i pieści
A ona mu rozpaczy ciszą odpowiada —
To posąg cichéj rozpaczy!...