Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

Ja kocham ciebie! w twojém sercu żyję!
Kto nas rozdzielić chce — ten mię zabije!

Wloką ją przed ołtarze, zmuszają do nienawistnych ślubów; lecz ona ma siłę oporu; nawet bez słów pociechy ze strony kochanka ona wszystko zwycięży; sama echa wyrazów własnych słuchać będzie i pomyśli, że tak mówi kochanek. Będzie-to zapewne złudzenie miłości — ale nie chorobliwy sentymentalizm. Ona wie, że kochanek powinien jéj dodać nadziei, wesprzeć ją gorącemi słowy — a tymczasem widzi przed sobą posąg niemy. Wszystko mu przebaczyła, ale jéj smutno. Boleść złamała jéj giętka postawę; usteczka różane zbladły, uczuwszy „gorzkich łez piołuny“; ostatni już tylko dobył się jęk: „Kochasz mię jeszcze?“ O tém jedynie upewnić się chciała — i upewniła.
Czułość atoli nie zabija w niéj energii.
Zamknięta w sobie, wyrobiła w sercu swojém siłę, wyzywającą do walki świat cały. Miłość jéj wielka, olbrzymia; ale i poczucie siły — olbrzymie. Beniowski przyszedł zwrócić jéj słowo, bo jest biedny i bez nadziei („pół Donkichota a pół króla Lira“). W piorunowych słowach Anieli grzmi duma i... tętni miłość: Co? — rzekła głosem cichym, lecz strasznym i dzikim:

Po toś przybył i mnie z domu
Kazał dziś witać siebie pokryjomu,
Abym słyszała, ja, która tak wiszę
W powietrzu, jako ta smętna kaskada,
Abym słyszała to, co teraz słyszę,
Że skała, z któréj ja lecę — upada!
.............
Więc i ty na sercu kaleka,
Nie mogłeś wiary zrodzić w serce moje!