Choćbyś ty wodzem był upiorów dżumy;
Choćby na twoich piersiach była sroga
Śmierć, jako piorun przychodząca boży
Głowie, co na twéj piersi się położy:
To kiedy patrzę na świata pustkowie...
Czuję, że to jest jedyne wezgłowie
Ta pierś oblana moich łez potokiem...
Natłok tylu wzruszeń, śmiertelny zawód, jutro bez słońca, śmierć marzona w samotności: wszystko to zaległo główkę Anieli jak szarańcza — jęknęła biedna i padła zemdlona...
Na tém się kończy szereg rysów, jakie można zebrać z poematu. Pozwalają one nam wnosić, że Aniela byłaby jedną z najpiękniejszych postaci w poezyi naszéj, gdyby ją Słowacki wykończył i wycieniował. Widzimy tu po raz pierwszy u Słowackiego miłość prawdziwą, któréj źródłem — serce a nie rozum lub wyobraźnia; widzimy duszę zahartowaną w przeciwnościach, nie poprzestającą na ogólnikach; pomimo nieszczęść — pogodną, choć smutną; potężną w słowach, któremi gromi nikczemnych i słodzi życie ukochanym; umiejącą działać stanowczo i energicznie. Ostatnia scena mogłaby wzbudzić podejrzenie, że Aniela jest czémś w rodzaju Aldony: sercem rozkrwawioném i niesamoistném; lecz poprzedzające szczegóły, taka np. scena z Branickim może nas przekonać, że jest-to chwila jedynie słabości. Gdy ujrzy się samą, potrafi znaleść w myśli o kraju lekarstwo na zawiedzione uczucie; potrafi żelazną wolą swoją zapanować nad bolesnemi drgnieniami serca,..