Więcéj ogładzony, chociaż nie mniéj zmysłowy obraz wystawia nam poeta w Krystynie — Sulamicie i Dalili zarazem. Było-to za czasów Bolesława Śmiałego. Król sprawował sądy. Ukazuje się nagle cudna dziewica. Bolesław myślał, ze „jakiś płacz idzie bezbronny.” Oczy czarne błyszczały jak zorze; z nich szły „niby błędne, rozpalające ducha promienie.“ Na ustach koral „z najświeższych szkarłatów;“ na licu bladość, „która mówi: więdnę, chcąc być na słońcu a ukryta w cieniu.“ Włos brunatno złoty, na samém czole „własném zwity pętem“ błyszczał „jak gwiazdą jednym dyamentem. W uszach pierścienie; szaty królewskie. W ręku niosła dwa „wianki kwiatowe,“ z których jeden był naturalny a drugi „sama składała ręką,“ bo „tchnienie dziewicze“ pomogło jéj w otwieraniu „serc schowanych w purpurze“ i w złoceniu oblicza liliom białym. Stanęła przed królem i tak przemówiła:
Mieszczanka jestem, z kupca urodzona;
Miasto wie cale, żem prawie szalona,
Bom jest odważną na nieznane czyny.
Zadaje Bolesławowi zagadkę Salomonową: który wieniec ona zrobiła, a który uwity został z kwiatów naturalnych. „Wstyd rozczerwienił ciemną twarz“ króla; musiał szukać ratunku w pszczołach, które rojem obsiadły wieniec, zrodzony przez kurhany. Krystyna, opadnięta, przestraszona, biegła na króla „w pszczołach, niby w gwiazdach.“ On wziął ją z powietrza na swoje łono „jak ogień“ i chwilę czuł, jak jéj przestrach mrozi go — a „miłość płonie.“ Nagle odrzucił „tę mieszczkę“ od łona jak węża i z krwią, błyskawicą w oku krzyknął: by jéj znaleziono męża a dano posag; ojcu odrzucił ją omdlałą i rzekł: