Otóż mamy już i przyjaźń, która z dniem każdym stawała się coraz gorętszą; 20 lutego już pisze do Sołtana: „Nie chcę listowi powierzać rzeczy, na któréj zrozumienie i ocenienie trzeba albo dziesięć arkuszy napisać, albo być z tobą razem i tylko ścisnąć ci rękę — ale to pewna, że w dziwnéj jestem kryzys moralnéj: razem gorący i zimny, młody i stary, obojętny i nie. To jednak doskonale czuję, że co lat kilka, jak piasek w klepsydrze, tak życie o kilka stopni opada w piersi naszéj. Co niegdyś byłoby nas przejęło szałem, dziś tylko słodyczą; kto wie, co lepsze: czy szał czy tkliwa słodycz rozlewająca się po duszy jak ciepłe wonne wiatru powianie?..“ A w wierszu z tegoż czasu p. n. Pożegnanie mówi wyraźnie:
Ledwie-m cię poznał, już cię żegnać muszę;
A żegnać ciebie, jak gdybym przez wieki
Żył z tobą razem i kochał twą duszę,
A teraz jechał w jakiś kraj daleki
I nie miał nigdy już zobaczyć ciebie,
Chyba gdzieś kędyś po śmierci tam w niebie...
Toż samo, ale już prozą w liście do przyjaciela wyznaje w marcu: „Tobie przeszło przez myśl, żem ja się w jakiéj pannie zakochał. Nie, Adamie, nie... Zresztą niech Bóg mię osądzi. Zapewne, że nie jestem na najprostszéj drodze, ale kto wymiarkuje drogi serca? kto rzuci kamień na drugiego? Przynajmniéj niech mi go nie rzuca nigdy dłoń przyjaciela. Ledwo pisać mogę. Pomieszały się wszystkie wyobrażenia i wiary moje, jestem jako ślepy i obłąkany... Proszę cię, nie potępiaj, ale żałuj, bo ty wiesz, że ja ją szczerze kocham i na zawsze. Błędy moje, szały moje niechaj twego serca nie odwracają ode mnie, bo ty na nich nigdy nic z duszy