perły naokoło” błyszczały; kiedy paliły się światła w wazonach z przejrzystego alabastru i „barwę rozkoszy” po ścianach rozwodziły!... Jakże oku nie było błyszczeć radością zadowolnionéj dumy, kiedy makaty tkane w kwiaty ze złota i srebra kształtnie się fałdowały u okien i u drzwi; kiedy „z piór ptasich u sufitu rozwieszona była tęcza“; kiedy u stóp Maryny walały się porozrzucane po jedwabiu i atłasach „korale, wachlarze, naramienniki i muszle“... Jakże nie było roztulić ust do pocałunku, kiedy w cieniu róż i jaśminów, zapełniających oddechem swym salę, stały „napoje azyatyckie, owoce, śniegiem zaprawione cukry, archipelagu wina“ a po kątach paliły się w misach „pustyni balsamy!...“ Upojenie tą gorącą wschodnią atmosferą musiało się objawić w namiętnym uścisku, w szale zmysłów; spokojną i chłodną i dumną jak zwykle Maryna pozostać nie mogła. Wybuchowi jéj pragnień towarzyszy oddalony dźwięk muzyki, któréj tony — „jak ostatnie fale u brzegu zwolna pluskając” — umierały w jéj i Zaruckiego uszach. W tych tonach drżała siła ukryta, co powoli — „jak krople wieczornéj rosy, których się nie czuje“ — wsiąkała w mózg i w piersi.. „Przy nich — dodaje poeta — dziecko płakać przestanie i uśnie, a wojownik szablę upuści na ziemię; przy nich pamiątki przerabiają się w poezyą, chwila teraźniejsza staje się wszystkiém a o przyszłość się nie dba; bo gdzież już szukać milszéj nadziei nad to, czém teraz napawa się serce? aż wreszcie człowiekowi zacznie się marzyć o harfach aniołów i zechce się konać“... Któż się takim powabom oprzeć zdoła, kto? chociażby mu jak i Marynie z „czoła i pychy na niém wyczytać można było imię męża „o dużém ramieniu!...”
Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.