Błękit skrzydłami rozwieję
I lecąc się rozemdleję
W czarnéj nicości.
„Czarna“ jednakże nicość nie przejmuje jéj strachem; wstępuje w nią śmiało; ostatniém tchnieniem zwracając się do Henryka, który powrócił. „Dobrze mi, bo umieram przy tobie“ — oto ostatnie jéj słowa, streszczające w sobie cały ducha jéj obszar, wszystkie pragnienia życiowe, wszystkie myśli, wszystkie pobudki jéj postępowania. Cieniem była za życia, cieniem błąka się w naszych wspomnieniach!... A jakkolwiek moglibyśmy surowo osądzić Henryka za jego samolubstwo, za gonienie mar niepochwyconych, za brak uznania dla głębin serca żony, przecież trudno nie wyznać, że przy tak wysoko nastrojoném usposobieniu, jakie posiadał, przy dysharmonii akordów umysłowych obojga, inny stosunek mało przedstawiałby cech prawdopodobieństwa. Żona z całą serdecznością swoją, z całą szczerością i poddaniem się, nie posiadała jednéj wielkiéj zalety charakteru, któraby mogła sprowadzić pewną równowagę w pożyciu — nie posiadała energii. Jak księżyc żyła blaskiem pożyczanym. Światła własnego, światła duszy — nie miała. Zawód, wielki bezwątpienia ale nie stanowczy, pozbawia ją zmysłów, przekształca całą naturę wewnętrzną. Ta łatwość wynicowania duszy świadczy przeciwko niéj. Jest-to typ miłości bezrozumnéj.