Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

ziemi; czy tak być musi, czy tak być powinno?... A jeden z nich podnosząc wzrok ku niebu, odpowiedział: „Nieszczęście jest wielkością człowieka na ziemi“. Drugi zaś w rozżaleniu uśmiechnął się szyderczo, choć mu łzy paliły powiekę, i odrzekł:

Tak... to los mój na grobowcach siadać
I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych;
To los mój — senne królestwa posiadać,
Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych
Albo umarłych...

Jeden tylko w milczeniu wskazał na dziewczynę w sukience zielonéj „jak ruta pozioma,“ opartą na ramieniu hożego ułana, która, uśmiechając się, mówiła szczebiotliwie: „Pracy téż nie lękam się, bom młoda i zdrowa...“ Spojrzeliśmy: dziewczyna wyglądała na lat piętnaście: uśmiechnęliśmy się jak i ona... ale nie na braliśmy jeszcze przekonania, że owe płacze i smutki i zawody różanemi swemi usty zażegna...
Smutno nam było; ale smutek ten, dopókiśmy się znajdowali w raju poezyi, podobny był do zamyślenia rozkochanéj dziewicy, śniącéj o kochanku; przyszedł kochanek, powiedział słówko: dziewica w różę się zmieniła. Rolę kochanka względem nas odgrywali poeci. Jak czarnoksiężnicy kazali nam przypatrywać się swoim obrazom i nie oglądać się poza siebie. Obrazy były tak cudowne: tyle sympatycznego ciepła rozlanego było w kolorycie, tyle wybornych rysów w postaciach, tyle czarodziejstwa w otoczeniu, żeśmy zapominali o rzeczywistości i oddawali się całkiem rozkoszy artystycznéj.
Teraz się budzimy. Przypominamy sobie wszystko, cośmy widzieli, i spostrzegamy, żeśmy mieli przed sobą prawie same patologiczne objawy życia kobiecego. Ile-