Strona:PL Kochanowski-Threny, Satyr, Wróżki 013.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

To prawda, żeby była nigdy nie zrównała
Z rannym rozumem twoim, z pięknemi przymioty,
Z których się już znaczyły twoje przyszłe cnoty.
O słowa, o zabawo, o wdzięczne ukłony,
Jakożem ja dziś po was wielce zasmucony!
A ty pociecho moja, już mi się nie wrócisz
Na wieki, ani mojej tęsknicy ukrócisz.
Nie łza, nie łza, jeno się za tobą gotować,
A stopeczkami twemi ciebie naśladować:
Tam cię ujrzę, da Pan Bóg: a ty więc z drugiem
Rzuć się ojcu na szyję rączetami swemi.


THREN IV.

Zgwałciłaś, niepobożna śmierci, oczy moje,
Żem widział umierając miłe dziecię swoje,
Widziałem kiedyś trzęsła owoc niedojrzały:
A rodzicom nieszczęsnym serca się krajały.
Nigdyćby ona była bez wielkiej żałości
Mojej umrzeć nie mogła, nigdy bez ciężkości
I serdecznego bolu, w któremkolwiek lecie,
Mnieby smutnego bydł odbiegła na świecie:
Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,
Nigdy smutniejszy nie mógł być, ani tęskliwszy.
A ona (by był Bóg chciał) dłuższym wiekiem swoim,
Siła pociech przymnożyć mogła oczom moim.
A przynajmniej tym czasem mogłem był odprawić
Wiek swój, i Persephonie ostatniej się stawić:
Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,
Której równia nie widzę w tej tu śmiertelności.
Nie dziwuję Niobe że na martwe ciała
Swoich najmilszych dziatek patrząc, skamieniała.


THREN V.

Jako oliwka mała pod wysokim sadem,
Idzie z ziemi ku górze macierzyńskim śladem:
Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,
Sama tylko dopiero szczupłym prątkiem wschodząc:
Tę jeśli ostre ciernie, lub rodne pokrzywy,
Uprzątając sadownik ów podciął ukwapliwy,
Mdleje zaraz: a zbywszy siły przyrodzonej,
Upada przed nogami matki ulubionéj.
Tak ci się mej najmilszej Urszuli dostało:
Przed oczyma rodziców swoich rosnąć, mało
Od ziemi się wzniosłszy, duchem zaraźliwym