Z miłej ojczyzny? wszak nie Rzym budowny,
Ale świat wszystek miastem jest mądremu
Widzeniu twemu.
Czemu tak bardzo córki swéj żałujesz?
Wszak się ty tylko sromoty wiarujesz:[1]
Insze wszelakie u ciebie przygody,
Ledwie nie gody.
Smierć mówisz straszna tylko niezbożnemu.
Przeczże się tobie umrzeć cnotliwemu
Nie chciało: kiedyś przez dotkliwą mowę
Miał podać głowę?
Wywiodłeś wszystkim, nie wywiodłeś sobie:
Łacniej rzec, widzę, niz czynić, i tobie,
Pióro Anielskie; duszę toż w przygodzie
Co i mnie bodzie.
Człowiek nie kamień: a jako się stawi
Fortuna, takich myśli nas nabawi.
Przeklęte szczęście: czy snać gorzej duszy,
Kto rany ruszy?
Czasie, pożądnéj ojcze niepamięci,
W co ani rozum, ani trafią święci:
Zgój smutne serce, a ten żal surowy
Wybij mi z głowy.
Pańska ręka mię dotknęła
Wszystką mi radość odjęła:
Ledwie w sobie czuję duszę,
I tę podobno dać muszę.
Lubo wstając gore jaśnie,
Lubo padnąc słońce gaśnie:
Mnie jednako serce boli,
A nigdy się nie utoli[2].
Oczu nigdy nie ususzę,
I tak wiecznie płakać muszę:
Muszę płakać: o mój Boże,
Kto się przed tobą skryć może?
Próżno morzem nie pływamy,
Próżno w bitwach nie bywamy: