Strona:PL Kochanowski-Threny, Satyr, Wróżki 028.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Albo sosnę na smołę, albo dąb na szkuty.
I muszę ja podobno, przez ludzie łakome,
Opuściwszy jaskinie i góry świadome,
Szukać sobie na starość inszego mieszkania,
Gdzieby w ludziach nie było takiego starania.
O wy biedne pieniądze: wszak i drew po chwili
Nie najdą, żeby sobie izbę upalili.
Próżna to: niech mi wiarę jako kto chce łaje,
Nie masz dziś w Polsce, jeno kupcy a rataje[1]
To największe misterstwo, kto do brzegu z woły,
A do Gdańska wie drogę z żytem, a z popioły.
Na Podolu go nie patrz, bo między Tatary
Szabla więcej popłaca, niż leśne towary.
Z czasem wszystko się mieni: pomnę ja przed laty,
Że w Polsce żaden nie był w pieniądze bogaty,
Kmieca to rzecz na on czas, patrzeć roli była,
A szlachta się rycerskiem rzemiosłem bawiła.
Nic to nie było siedm lat walczyć nie przestając,
Mróz i gorąco cierpiąc, głodu przymierając.
A to wszystko bogactwa, kto się sławy dobił.
Lepiej się tem, niż złotym łańcuchem ozdobił.
A jeśli ku pokoju kiedy myśl skłonili,
Nie już swoich żołnierskich zabaw odstąpili.
Ale jakoby jutro znowu wsiadać mieli,
Zbroje nigdy a konia puścić się nie chcieli.
A nadto przed się w polu zawżdy lud służebny
Który koszt oni mieli za bardzo potrzebny.
Bo to jakoby szkoła młodych ludzi była,
Skąd mężów czystych potem wychodziła siła.
Temci Polska urosła: a granice swoje
Rozciągnęła szeroko między morza dwoje.
Stąd prawa, stąd wolności, stąd Rzeczpospolitą
Macie, moi Polacy na świat znakomitą.
Lecz tego snadź nie wiecie, iż, jako dostają,
Tymże równie sposobem Królestw postradają.
Dalekoście się od swych przodków odstrzelili,
A prawieście na nic Polskę wywrócili.
Skowaliście ojcowskie granaty na pługi,
A z drugiego już dawno w kuchni rożen długi.
W przyłbicach kwoczki siedzą, albo owies mierzą,
Kiedy obrok woźnice na noc koniom bierzą.

  1. Gospodarz, kmieć, dozorca.