Ta strona została uwierzytelniona.
239
POGROMCA.
Tylko suchy, okropny śmiech wydzierał się czasem z jego piersi, a pięść zaciśnięta i podniesiona w górę torowała mu drogę przez skłębione tłumy pospólstwa.
Do domostwa swego nawpół zburzonego na Targowisku Wełny wbiegł z ogniem w oczach, z białą pianą na wargach.
Pchnął drzwi w sieni i stoczył się po zburzonych schodach w głąb piwnicy.
— Druzyllo! Druzyllo — krzyknął — ty żyjesz?
W kącie zabrzmiał zbolały niewieści głos:
— Ty to jesteś Jezusie?
— Ja! — zawołał i przypadł na kolanach do kobiety, leżącej na barłogu.