Strona:PL Konczyński - Ginąca Jerozolima.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.
277
UCZTA ALEKSANDRA.

pią bladość na twarzach dworskich gości.
— Pomiłowania — wołano.
Aleksander szarpnął brodę, obrócił się ku błagającym i zawołał rozwścieczony:
— Nie łaska dla was moja, ale zniszczenie! nie upamiętanie, ale krwawa, nieustanna pamięć! nie przepuszczę nikomu, bowiem nie przepuszczał żaden z was mnie królowi!
Zaczem rozwydrzone zapachem krwi żołdactwo mordowało na oślep, cięło mieczami, kłóło włóczniami, rozwalało głowy toporami. Umierali ojcowie, patrząc, jak u ich nóg ginęły okropną śmiercią dzieci — oddawali ostatni oddech mężowie, zamykając w konających źrenicach ciała swych