Strona:PL Konczyński - Ginąca Jerozolima.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.
286
BRAMA HIPPIKOS.

Głuche milczenie było mu jedyną odpowiedzią.
Przybysz pochylił latarnię ku ziemi i jął szukać dokoła. Natchnął się na leżące ciało, ukląkł, podniósł ludzką rękę do góry i puścił. Opadła, jak kamień — zajrzał w oczy rozwarte, białe, wytężone, na wierzchu...
— Trup — mruknął.
Sięgnął ręką w bok. Namacał głowę.
— Ten już także skrzepnął — rzekł do siebie i cofnął z odrazą palce.
Jął zatem iść ostrożnie wzdłuż muru, aż natknął się na wał zbitych zwłok.
— Tu ich zwalono razem — tłumaczył sobie — przybyło roboty, i to niemało. Tytus pracował mocno. Ano, czas wielki na mnie.