Ta strona została uwierzytelniona.
66
MISJA ANANA.
Przybysz uczynił pokłon i wyszedł z kwatery wodza. Straż wiodła go koło ołtarzy ofiarnych w dół przez podwórza ku potężnym stopniom świątyni.
Noc była ciemna, bezgwiezdna.
Kilkakrotnie zapadli się w bagna krwi lub natknęli się na stosy martwych ciał.
— Żali tylu pątników, — pytał Anan strażników — przybyło z Jerozolimy i składają tak liczne ofiary, iż ogień nie może ich pochłonąć ani krew ich nie może odpłynąć.
— Gdzieżeś to był człowieku? — zapytano go drwiąco.
— Trwałem na pokucie przez dni czterdzieści na pustyni — odparł natchniony przybysz.