Ta strona została uwierzytelniona.
nastał wieczór, zaczęła piec przy ogniu. Kury zarumieniły się niebawem i były gotowe, ale gość nie nadchodził.
Małgosia powiedziała panu:
— Jeśli gość zaraz nie nadejdzie, muszę kury zdjąć z ognia. Szkoda wielka, że ich nie można zjeść właśnie teraz, kiedy są najsoczystsze.
— Pójdę sam po gościa! — rzekł pan i wyszedł coprędzej.
Gdy jej znikł z przed oczu, odłożyła na bok rożen i powiedziała sobie:
— Poty na człowieka uderzają, gdy długo stoi przy ogniu. Kto wie, kiedy przyjdą. Skoczę prędko do piwnicy i pociągnę winka.
Skoczyła, podniosła dzbanek do ust i powiedziała:
— Za twoje zdrowie, Małgosiu!
Potem pociągnęła spory haust.
— Człowiek nie chodzi na jednej nodze! — powiedziała znowu i pociągnęła jeszcze lepiej.