Ta strona została uwierzytelniona.
Wróciła do kuchni, przystawiła kury do ognia, oblała je masłem i zaczęła znowu kręcić rożen.
Pieczyste woniało ponętnie, przeto Małgosia powiedziała sobie:
— A może coś braknie tym kurom?
Potarła o nie palec, oblizała i rzekła:
— Wyśmienite! To grzech prawdziwy, że niema ich komu zjeść!
Pobiegła do okna, wyjrzała, a nie zobaczywszy nikogo, wróciła do ognia. Po chwili zauważyła, że jedno skrzydełko może się przypalić.
— Lepiej je odciąć, niżby się miało zmarnować, — rzekła, odcięła skrzydełko i zjadła.
Smakowało jej bardzo, pomyślała tedy:
— Muszę odciąć i drugie, inaczej pan spostrzeże, że czegoś brak.
Po zjedzeniu obu skrzydełek podeszła znowu do okna, ale nie dostrzegła nikogo.
— Któż wie, — przyszło jej na myśl —