Mężczyzna siedzący na sofie, na wpół leżał, na łokciu sparty; młodszy stał przed nim z uwagą się przysłuchując, temu co tamten z powagą wygłaszał. Człowiek był już podżyły, lecz zdrów jeszcze i silny. Na głowie włos siwy postrzyżony nizko, jeżył mu się jak szczotka — twarz miał rumianą, oczy małe niebieskie, rysy pospolite i wiekiem a życiem starte. Mógł niegdyś być bardzo przystojnym, dziś w ulicy ani pięknością, ni brzydotą, ni fiizionomii oryginalnością niczyjegoby nie zwrócił wzroku. Z pięknych młodzieńców życie tysiące robi takich, z pozwoleniem, kulfonów. Jednakże twarz ta niczém się nie odznaczająca, pospolita, miała sobie właściwą powagę, która i w całéj postaci człowieka się rozlewała. Była to suknia wdziana dla ludzi, tak przynajmniéj wyglądała i zdawała się pożyczoną.
Wpatrując się w nieco obrzękłe oblicze starego, można było dostrzedz po za tą powagą, sztuczną, w wejrzeniu siwych źrenic, w pewném ust sfałdowaniu siedzące skryte szyderstwo, a pobywszy z nim dłużéj, można było uczuć, że grał kogoś, i sobą nie był.
Gra ta wszakże chwilami się zdradzała, gdy się ożywił i zapomniał, lecz zaledwie poczuł to, powracał do przybranéj sztywności pierwszéj.
Ubiór na nim był czysty, prosty, skromny, lecz staranny.
W nim także widniała myśl przyzwoitego pokazania się światu. Śnieżnéj białości kołnierzyk, czarna chustka zręcznie zawiązana, kamizelka pod szy-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.
— 2 —