Emma mniéj śmiałego i poufałego Tęczyńskiego wolała, zaszczyciła go rozmową. Serafin z rękami w kieszeniach stał i słuchał.
Bolek tego dnia był piękniejszy i idealniejszy niż kiedy, śmielszy nawet, i do pięknéj panny uśmiechał się, a wdzięczył zalotnie, pańskie niby przybierając maniery. Z powodu Serafina napomknięto o wsi i życiu wiejskiém.
Bolesław westchnął ze smutkiem.
— A! nad wszystko uroczą jest wieś — rzekł patetycznie, ale jabym już nigdy mieszkać nie mógł w tym raju, z którego mnie losy wygnały. Nadto wspomnień lepszych czasów, złotéj młodości wiąże się dla mnie ze wsią.
— Pańscy rodzice mieszkali na wsi? — wtrąciła Emma.
— Tak, pani, a mało nietylko u nas, ale w innych krajach tak pięknych jest rezydencyi jak nasza była. Nigdy nie zapomnę parku naszego... tych drzew wiekowych, których szum we snach dotąd słyszę!
Westchnął. Mówił to tak naturalnie, że choć zbyt nastrojona wysoko mowa mogła się śmieszną wydawać — ocalał ją wyraz i dźwięk głosu sympatyczny.
Panna Emma popatrzała z politowaniem na tak nieszczęśliwie zdegradowanego młodzieńca.
— Dawno pan nie widziałeś tych ulubionych miejsc? — spytała.
— A! pani — przerwał mocno wzruszony Bolek — nie mówmy o tém.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.
— 92 —