Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
—   94   —

nem Bolesławem poszli sobie zjeść, tak jak mieliśmy projekt.
— Cóż znowu? — obrażona przerwała gospodyni — w mieście jest zawsze na to rada! Proszęż nas nie pozbawiać towarzystwa...
W téj chwili wyszła dyskretnie panna Emma, ktoréj matka dała znak oczyma, a drugiemi drzwiami wchodził doktor Bazyli.
— Pani dobrodziejko — odezwał się witając gospodynią — jestem w surducie, alem temu nie winien. — Wskazał radzcę.
— Proszę nie robić ceremonii — odparła gospodyni.
Rozmowa stała się powszechną i nastroiła weseléj. Doktór miał ten humor szczęśliwy, który nigdy ani przesadzenie i hałaśliwie wesołym nie jest, ani ponurym i smutnym, był pogodny i swobodny; Emma która już wchodzącemu zdala skinęła główką, co sobie zazdrośny Bolek zanotował — powróciła bardzo prędko i jak do starego znajomego zbliżyła się do Bazylego, żywą z nim rozpoczynając rozmowę. Matka nie była rada z tego. Radzca wziął Serafina pod rękę, a Bolek pozostał jakby odosobniony z gospodynią, która skinęła nań aby się przysunął.
Rozpocząwszy głośno rozmowę zajmującą o chłopcach, nieznacznie wyszła z nim do drugiego pokoju.
— Słyszałam — rzekła poufnie do niego wpatrując mu się w oczy, że pan dawniéj znasz tego doktora. Zaczyna być częstym gościem w domu,