wiedział zkąd ją ma zaczerpnąć nie kompromitując się.
Obiad był jeśli nie wykwintny co do smaku, to przynajmniéj pokaźny co się zowie i obfity. Wieśniak téż, obdarzony apetytem nadzwyczajnym, nie czyniący ceremonii, popisał się przy nim tak, że doktor z największém zajęciem studyował jego odżywianie.
Śmiano się z niego. On utrzymywał, że na wsi wszyscy tak jedzą, i że powietrze wiejskie wymaga pokarmów obfitych. Zjadłszy ogromne dwa talerze zupy, napakował sobie sztukamięsy straszliwą furę i cały obiad do końca zmiatał wesoło, nie odmawiając ciągle mu ofiarowanych dodatków.
Widowisko to uwolniło niemal od rozmowy. Bolek tém delikatniéj kosztował potraw, choć miał także apetyt, ale jemu się z nim zdradzać nie wypadało. Ludzie powinni się byli domyślać, że żył smutkiem swym i wspomnieniami przeszłości.
Na poobiedzie zapowiedziana była wycieczka za miasto, na którą gościnny Serafin chciał doktora zaprosić, ale ten wymówił się grzecznie.
Gdy od stołu wstali, Radczyni na bok wziąwszy Serafina oznajmiła mu, że natychmiast zajmie się wiadomą sprawą, ażeby był w pogotowiu stawić się gdy go zawoła. Podszepnęła mu nawet jak się powinien był ubrać, co włożyć i jaki ton wdziać na siebie.
— Jeżeli broń Boże przyjdzie ci ochota tak się z apetytem popisywać u hrabiny Laury — dodała — toś zgubiony człowiek!
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —