— Otóż, wracając do przedmiotu — rzekł — moja poczciwa, dobra kuzynka czy ciocia, radczyni — z kościami dobra kobiecina.
— Nie mówi się o kościach mówiąc o kobietach, wtrącił professor — aby nie przypominać, że w gardle czasem stoją!
Homerycznym śmiechem powitawszy ten dowcip ciągnął daléj szlachcic.
— Kochana radczyni.
Profesor zrobił minę ściągając usta dziwnie, jakby już ssał raki.
— Ma dla mnie jakąś wdówkę, jak na urząd, bezdzietną, milionową, ładną, cichą, dobrą i haute volée!
Bolek pobladł domyślając się już.
— Czy mówiła jéj nazwisko? — zapytał niespokojnie.
— Pani Laura!... — na ucho szepnął Serafin. — Ale bo i imie poetyczne! Zna ją lub słyszał o niéj kto z panów??
Wniesiono raki, profesor serwetę zakładał pod brodę, oczy mu pałały i zmierzał do najstarszego ze skorupiaków, którego nogi go nęciły.
— W mieście, kochany panie Serafinie — odezwał się — kto długo mieszka, volens nolens musi coś posłyszéć. Wleci mu w ucho samo, choćby nie chciał. Otóż o téj hrabinie czy nie hrabinie Laurze dużo się nasłuchało... Prawda czy fałsz — kontrolować nie sposób. Osoba być ma znakomicie uposażona ze wszech względów, pobożna, skromna,
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —