Wykład to był tak szczegółowy, tak pełen faktów, dowodów, wskazówek, iż mógł się stać dla nowiciusza niebezpiecznym, opatrując go w wiadomości, z których pokusa by wziąć gotowa korzystać.
Serafin téż słuchał, dopytywał, głową kręcił — a w końcu dodał:
— Ale zkądże profesor tak jest o tém uwiadomiony?
Rozśmiał się Maciórek. — Samo ci to w uszy tu wpada! Zatknij je, zamknij oczy i tak się szkaradzie téj nie obronisz, bo cię otacza zewsząd!
Maciórek surowo karcił to zepsucie, ale zarazem w rozpowiadaniu o niém lubować się zdawał. Wino było dobrze ostudzone i Maciórek jak rzadko je czystém znajdował. Dwie butelki na trzech — była to proporcya tak śmiesznie mała, że niepodobna na niéj poprzestać, nie kompromitując się.
Serafin zawołał o powtórzenie.
Maciórek zerwał się chwytając go za ręce, chciał uciekać piechotą, posadzono go na krześle, zadano mu gwałt. Zaklął się, iż nigdy w życiu z młodzieżą się wdawać nie będzie.
— Młodzież w niczém nie zna miary! gubicie się.
— Wie szanowny profesor — przerwał Serafin — dziś, bądź co bądź, była to rzecz nieuchronna, żem musiał winem poprawić dygestyę. Wyzywano mnie przy obiedzie i jadłem za wiele... Czuję się ciężkim. Na to nie ma jak wino.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.
— 104 —