znalazła nikogo, mogły więc dwie przyjaciółki przejść do gabinetu.
Laura, jak zawsze, ubrana była z nadzwyczajnym smakiem, nieco przysłonione ciężkiemi firankami okna w pokojach, utrzymywały rodzaj półmroku, który nadzwyczaj był dla jéj piękności korzystnym. Melancholiczna twarzyczka przypominała typy Leonarda da Vinci.
Pani Dziembina, która była czysto Rubensowską postacią, godną stanąć w jednym z jego obrazów z Satyrami i Sylenami — stanowiła kontrast wybitny przy wdowie. Flamandzkie jéj karnacye i bogate kształty odbijały rażąco przy delikatnéj, smętnéj, nieco żółtéj, powietrznego wdzięku pani Laurze. Mimo to, nigdy może czulsza przyjaźń między dwiema niewiastami w krótszym się czasie nie rozwinęła.
Nazywały się nie inaczéj — jak — chère Laure, — adorable Lucie, całowały często, a radczyni była niemal zakochaną w téj anielskiéj istocie. Dała jéj ten przydomek.
W gabineciku panowała cisza, a surowe i ciemne jego przybranie czyniły go jakby stworzonym, aby na jego tle malowała się melancholicznéj wdowy wiotka postać i rysy obleczone smutkiem. Dwie przyjaciółki jak najbliżéj siebie umieściły się na rozmowę. Radczyni pochwyciła w swe pulchne dłonie bieluchne, długawe, zawsze w rękawiczki przyodziane rączki pani Laury. Nawet dla niéj nie zdejmowała ona tego okrycia z paluszków, których nikt nie widział nigdy.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —