ku w kościele, a pochlebiam sobie, że znam większą część naszych prawdziwych hrabiów.
Pani Laura nic nie odpowiedziała, siedziała jak rozmarzona.
— Ten list! — odezwała się z zadumy wychodząc — list, mówię ci, jest jakby ogniem pisany — a! list...
— Nie śmiem cię prosić, żebyś mi go pokazała — szepnęła Dziembina — byłby to zbyt wielki dowód twojego zaufania, droga Lauro. Nie śmiem, a chciałabym go przeczytać! Kobieta najostyglejsza znajduje przyjemność odgrzewając się przy młodém takiém ognisku.
Gdy to mówiła, pani Laura naprzód poruszyła się żywo, tak że sądzić było można, iż chce iść i pokazać owo pismo zachwalone — potém rozmyśliła i usiadła — jakby nie mogąc się zwyciężyć.
— Jak mnie kochasz? — szepnęła radczyni — czyż mi nieufasz?
Nastąpiło zdumienie, poruszenie żywe i — znowu pani Laura zatrzymała się.
— Na co ci to — rzekła.
— Proszę cię, daję ci najuroczystsze słowo.
Pani Laura wolnym krokiem poruszyła się ku biurku swemu, jakby jeszcze wahając się ciągle zbliżyła ku niemu, otworzyła je kluczem, wyjęła list i z nim przyszła do radczyni. Ale w kątku było trochę ciemno, więc się zbliżyły do okna.
Szybko poczęła pismo oczyma przebiegać pani Dziembina, a wrażenie, które śledziła wzrokiem na jéj twarzy pani Laura, było tak jakieś dziwne, iż się stało niezrozumiałe. Widać było zdziwienie,
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —