Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

czasem za niewinne gotowa jesteś gniewać spojrzenie!
Dziembina, nie poczuwająca się do takiéj surowości, mocno się zaczerwieniła, od kogo innego mogła to wziąć za szyderstwo — od Laury musiała przyjąć jako pochwałę.
— Prawda, że mnie zuchwalstwo tych mężczyzn, zawsze gotowych do zwodzicielstwa, oburza — ale, na ten raz, nie przywidziało mi się! o! nie!
Pani Laura popatrzyła na wdzięki radczynéj, i, nie uczyniło to na niéj najmniejszego wrażenia.
Do pierwszego przedmiotu rozmowy powrócić jakoś było trudno. Dziembina ruszyła się jakby do odejścia.
— Mam przedstawić ci mojego kandydata? — spytała.
— Siadaj no jeszcze — odparła Laura — proszę cię, mówmy o tém. Ja nie jestem płocha tak, by mnie ładny młokos miał zająć — tém bardziéj, ktoś taki jak ten guwerner — to wcale nie stoi na przeszkodzie waszemu protegowanemu. Niech przyjdzie, proszę — lecz miła moja Lucie — niech to mnie i jego nie wiąże. Kochać nie mogę, ale pewną sympatyę i szacunek dla tego komu rękę oddam — miéć muszę — więc.
Radczyni była teraz znacznie mniéj czułą i twarz się jéj marszczyła ciągle, udawała jednak dawną łagodność.
— Kiedyż mi pozwolisz go ci przyprowadzić? — zapytała.
Pani Laura się zawahała długo.