— Wiesz co, Lucyo — na wieczory u mnie przybywa tyle natrętów, poznać się niepodobna. Zamknąć przeciw mojemu zwyczajowi, nie wypada, zaraz by o tém mówiono. Możesz ty nieprzyjąć nikogo, oprócz mnie! Winnam ci wizytę!
— Doskonale — całując ją trochę odżywiona poczęła Dziembina — doskonale, ale dziś, jutro. Dziś mój mąż zaprosił osób kilka...
Zaczęły szeptać pomiędzy sobą, i znowu prawie dawna poufałość wróciła, ale była formą tylko.
Laura odprowadziła aż do przedpokoju radczynię, tu się uścisnęły, i rozstały posyłając sobie jeszcze serdeczne wejrzenia. Na prawdę nie nawidziły się obie.
Po wyjściu gościa, pani Laura szepnęła coś służącemu stojącemu w przedpokoju, a sama krokiem wolnym nazad wróciła do gabinetu.
List, który pokazywała niepotrzebnie przyjaciółce, był znowu zamknięty do biurka. Laura zbliżyła się doń, otworzyła z pośpiechem, porwała pismo i usiadła z niém w krześle.
Czytała je po raz trzeci czy czwarty, czytała i odczytywała. Po twarzyczce przebiegały jakby elektryczne prądy, zamyślała się — rzucała list i wracała do niego, lubowała się nim, uśmiechała i smutniała. — Rozmyślała nad nim jak nad jakąś sprawą ważną i dla życia stanowczą. Trwało to dobre pół godziny — list został znowu zamknięty do biurka, pani chodzić zaczęła po pokoju, spojrzała przez okno i żywo się cofnęła.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.
— 122 —