W pewném oddaleniu, tak żeby widziéć mógł i był widzianym, stał i przechadzał się zwolna, jakby oczekując na kogoś, Bolek. Z niezmierną ciekawością z zafiranki przypatrywała mu się długo kobieta. Westchnęła kilka razy i wstrząsnęła jakby złe myśli odpychając od siebie. Ustąpiła od okna, wróciła doń znowu, ale już pana Bolesława nie było. Naówczas uczuła potrzebę powrócenia raz jeszcze do listu, siadła go czytać znowu — czytała i odczytywała.
Trwało to do wieczora prawie... Po obiedzie przybyło kilka osób, między innemi złośliwa hrabianka Anna. Mimo wielkiéj mocy nad sobą, gospodyni zdradzała nieprzytomnością roztargnieniém jakiémś, niezwykły stan ducha.
Wszyscy to uważali, lecz że się na migrenę uskarżała, a cierpienie to wiele tłómaczy, goście rozeszli się wcześnie ubolewając nad tém, iż dotąd, mimo tysiąca leków, środka na chorobę tę nie znaleziono.
Hrabianka Anna jedna przysięgała się w przedpokoju wychodząc, że migrena była zmyśleniem, i że cierpienie prędzéj gdzieindziéj niż w głowie się mieściło. Było jéj zwyczajem posądzać wszystkie kobiety o sentyment, którego sama nigdy (jak mówiła) nie doznała.
— Przysięgam, że się zakochała! — szeptała stara panna. — Zobaczycie, to się wyda! Ciekawa tylko rzecz w kim, bo nikt zachwycający u niéj nie bywa. —
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.
— 123 —